|
||||
|
Bigos literacki IIDrodzy czytelnicy! Po raz kolejny zapraszamy Was do zabawy literackiej, drugiego wydania naszego „Bigosu literackiego”. Życzymy miłej zabawy! Halina Jasnosz „Bigos literacki II!” Wiele nocy i dni wędrowali w znoju i skwarze, zimnie i deszczu przemierzając nieznane krainy. Było ich trzech (jak muszkieterów) – Kunigas, Maćko i Kirkor. Ich dziwacznie brzmiące imiona niewiele mówiły o kraju ich pochodzenia. Najstarszy Kunigas, potężnej postury o szerokich barach, długiej, gęstej brodzie wyglądał jak pielgrzym. Drugi z nich - Maćko uosabiał cechy wędrownego rycerza z La Manchy, zaś trzeci to był drobny zabiedzony chłopiec z poniszczonym latawcem w ręku. Ze zwisającą blond czupryną w promieniach słońca przypominał małego księcia. Dokąd zmierzali, jaki był ich cel, czy to była ich podróż do źródeł czasu, czy też wędrowali w poszukiwaniu straconego czasu? Nikomu nie zwierzali się z celu swej wędrówki, ale w ich cichych rozmowach przewijały się nieraz słowa czarodziejska góra i wspaniały świat. Na swojej drodze spotykali różnych ludzi, przyjaznych , życzliwych i patrzących na nich wilkiem, omijających ich z daleka ponieważ wyglądali jak nędznicy. Ich podarte łachmany nie przeszkadzały władczyni krainy, córce Lawransa przyjąć w w swoim dworze i porozmawiać z nimi podczas sutej wieczerzy. Mnisi z opactwa Northanger ugościli ich wprawdzie skromnie, ale mogli odpocząć kilka dni w ciepłej, suchej celi. Stary skąpiec Dulski nie wpuścił ich nawet za progi swojego domostwa, a nawet poszczuł ich psami. Gdy przechodzili przez wiejskie osady zza okiem małych dworków nieraz śledziły ich zaciekawione spojrzenia. Czasem kierowała nimi duma i uprzedzenie, nie prosząc nikogo o kawałek kąta noce spędzali w wykrotach pod starymi świerkami lub w stodołach komorników. Do większych miast nie zapuszczali się wcale, omijali je z daleka. Po drodze mieli mnóstwo przygód i zdarzeń, z których wyszli obronną ręką. Banda rozbójników napadła na nich szukając w ich ubogich sakiewkach ukrytego złota. Popioły z palącego się lasu wypaliły im dziury w odzieniu parząc ich dotkliwie. Przekraczając most nad rwącą, górską rzeką omal nie zginęli w jej nurtach, okazał się bowiem zgniły i zamieniony w próchno. Gorące słońce paliło ich na skraju piaszczystej pustyni, a zimny, porywisty wiatr od morza niemal doprowadził do śmierci małego Kirkora, gdy wędrowali nadmorskim, skalistym brzegiem. Dopiero przygodnie spotkany znachor wyleczył go, opatrując przy okazji inne rany i skaleczenia. Ich odyseja skończyła się u podnóża wysokich gór, gdzie z oddali zobaczyli majestatyczny szczyt oświetlony promieniami zachodzącego słońca. To zamek, zbudowany u jego podnóża, otoczony skalistym murem z kamiennymi tablicami na dziedzińcu i czterema basztami był kresem ich wędrówki. Tam spodziewali się spotkać takich jak oni wyrzutków z całego świata i i znaleźć spokojny kąt po długiej podróży. Tam czekali na nich dawno nie widziani przyjaciele i trzej towarzysze z dawnych lat. To była ich oczekiwana siedziba na ziemi. |
ul. Piłsudskiego 8. |